Odsłonięcie tablicy upamiętniającej Ferdinanda Puzicha

W najbliższą niedzielę od godz. 10.00  wspólnie z Fundacją Wsparcia Nauki i Biznesu w Ełku zapraszamy na uroczystość odsłonięcia tablicy upamiętniającej  Ferdinanda Puzicha.  

Uroczystość odbędzie się w trakcie nabożeństwa, w trakcie którego dr Stefan Marcinkiewicz przedstawi życiorys Ferdinanda Puzicha. 

Po uroczystości zapraszamy na poczęstunek.

Poniżej informacja o Ferdinandzie Puzichu opracowana przez dr. Stefana Marcinkiewicza 

Ferdinand Puzich urodził się  27 grudnia 1889 r. w Glinkach. Jego ojcem był Michael Puzich, a matką Karoline  Molczio. Pojął za żonę Wilhelminę Laszkę. Nazwiska mogą wskazywać na mazurskie korzenie Ferdinanda i Wilhelmine. Mieli razem siedmioro dzieci. Ferdinand służył w armii niemieckiej w czasie pierwszej wojny światowej. Odniósł rany skutkujące bólami uszu. Rodzina mieszkała przed wojną w wielorodzinnej kamienicy przy Danziger Str. 16a. (obecnie ul. Gizewiusza 1). Ferdinand pracował jako konduktor pocztowy. Był żarliwym ewangelikiem – gromadkarzem członkiem Wschodniopruskiego Ewangelickiego Zrzeszenia Modlitwy. W czasie nazistowskich podziałów w kościele przynależał do Kościoła Wyznającego. Nie tylko nie popierał nazistów, a nawet czynnie odmawiał oddawania czci Hitlerowi. Uważał, że „nie można oddawać czci innemu człowiekowi niż Chrystus”.

W 1934 roku nie chciał złożyć przysięgi na wierność führerowi, ponieważ nie było to zgodne z jego prawdami wiary. Poprosił dyrektora poczty o zwolnienie go z tego obowiązku, ale ten chciał go przekonać do złożenia przysięgi. Próbował też przekonać jego żonę do tego, ale oboje mieli wspólne stanowisko w tej sprawie. Aby zapobiec postępowaniu dyscyplinarnemu w sierpniu 1934 roku poprosił o przeniesienie w stan spoczynku wskazując na rany odniesione w czasie pierwszej wojny światowej. Dzięki temu przeszedł w stan spoczynku i zapewnił byt swojej wielodzietnej rodzinie. Nie brał udziału w nazistowskich imprezach i wiecach. Nie dawał pieniędzy na nazistowskie zbiórki Narodowo-Socjalistycznej Opieki Ludowej (NS-Volkswohlfahrt). Jego konsekwentne zachowanie było przez dłuższy czas tolerowane, choć jeden z jego synów musiał opuścić gimnazjum.

W 1941 roku został zadenuncjowany przez sąsiadów z kamienicy. Po aresztowaniu przez Gestapo 24 maja 1941 roku został uwięziony w ełckim więzieniu. Z więzienia pisał do żony: „Kto ma Jezusa za przyjaciela, temu jest dobrze zawsze i wszędzie.” Bez zarzutu karnego 23 sierpnia trafił do obozu koncentracyjnego w Sachsenhausen w Oranienburgu. W swoich listach próbował dodawać otuchy swojej żonie: „Co za ból znosił nasz najcudowniejszy, najukochańszy Pan i Zbawca, musimy wszyscy podążać jego śladem! Pomoże nam w naszej biedzie i cierpieniu, bądźcie wytrwali. Przyjdzie żeby ratować i pomagać. Nasze życie jest w jego rękach (List do W. Puzich 28.02.1942). W ostatnim liście jakby przewidział swoją śmierć: „Dobro Pana sprawia, że nie odchodzimy. Chyba wkrótce zakończy się moja droga, niech się stanie, co ma się stać, z Panem jestem spokojny” (List do Wilhelmine Puzich, 15.03.1942).

Zmarł 10 kwietnia 1942 roku. Oficjalny powodem śmierci miała być niewydolność układu krążenia. Po latach Wilhelmine Puzich otrzymała relację od naocznych świadków. Jej mąż został zakatowany na śmierć, ponieważ odmówił oddania czci Hitlerowi w czasie codziennego apelu. Nie chciał podnieść ręki w geście „Heil Hitler” [Lotze, 1999:123-135]. Ostatnie słowa jakie miał wypowiedzieć Ferdinand Puzich: „Jezu pomóż, Jezu pomóż”.

Wilhelmine Puzich wspominała, że po aresztowaniu męża jej dom był przeszukiwany.  Nie dała się zmusić do zbierania pieniędzy na rzecz NSDAP. Po wojnie mogła wskazać sąsiadów, którzy zadenuncjowali jej męża. Jednak nie zrobiła tego twierdząc, że „Pan Bóg błogosławi nam i naszym wrogom. Złem nie można odpłacać za zło”. W 1953 roku Ferdinand i Wilhelmine Puzich zostali uznani w RFN za prześladowanych przez narodowych-socjalistów.  Wilhelmine Puzich zmarła w 1982 r. F. Puzich jest zaliczany do grona ewangelickich męczenników.